Imperial Star Destroyer

Imperial Star Destroyer

niedziela, 15 listopada 2015

Eastern Front - Battle for Breslau

W niedzielę 25 października 2015 miałem przyjemność wraz z kolegami Inkiem i Pociskiem uczestniczyć w turnieju gry Flames of War we Wrocławiu. Organizatorzy zaplanowali turniej na format 1650 pkt MID war co było ukłonem w stronę graczy przygotowujących się do udziału w turnieju ETC 2016 w Atenach.

Z uśmiechem na ustach zabrałem ze sobą kompanię z 12. Pułku Czołgów Mieszanych podlegającego 1. Moskiewskiej Dywizji Piechoty Zmechanizowanej:
Red Army Mixed Tankovy (Fearless /Conscript)
1. 5 KV-1e + KV-2
2. 6 M3l Stuart
3. 8 Matilda II
4. 4 Ba-64 (2 KM+2 PTRD) (F/T)
5. 5 Kozacy konno+lekki moździerz (F/T)
6. 2 Katyusha+2xdodatkowa załoga (F/T)
Samolot I-153 Chaika 3 kostki

Rozpiska ta jest w moim stylu, łączy średnie czołgi Lend Lease tj. Stuarty i Matyldy z ciężkimi, trudnymi do zniszczenia radzieckimi czołgami KV-1e. Klimatem rozpiski jest świetna motywacja bowiem żołnierze byli w tym czasie bardzo patriotycznie nastawieni ("Wyślijcie nas na front!"- krzyczeli). Jest to połączone z fatalnym wyszkoleniem ("Wołodia jeździłeś w kołchozie traktorem? Da? To będziesz dowódcą czołgu!").

Grałem już tą rozpiską wcześniej i sprawdzonym faktem jest, że plutony czołgów wspierających ponoszą duże straty w trakcie walki. Jest to realistyczne bowiem ZSRR stracił w II Wojnie Światowej więcej czołgów niż wszystkie inne nacje razem wyprodukowały.

Pierwszą grę grałem mało historycznie przeciwko kompanii striełkowej (piechota), którą miał grać MarcinS jednak zastępował go inny kolega. W sumie na potrzeby historyczne możemy uznać, że była to kompania Własowców (ROA). W kompanii były dwa bardzo duże plutony piechoty F/T po 20+ podstawek, pluton dział ZiS-3, pluton dział 45mm, pluton ciężkich moździerzy (tyle pamiętam).

Bitwa była o tyle nietypowa, że strzelaniem przeciwnik nie mógł zniszczyć KV-1e, które nacierały środkiem wspierane przez Matyldy z jednej strony i Stuarty z drugiej. Walka sprowadziła się do wyniszczającego szturmu KV-1e na środku stołu na cel misji. Przeciwnik bronił go desperacko kompanią striełkową wspartą kilkoma podstawkami pionierów i 2 działkami 45mm. KV-1e dzielnie nacierały na własowców, górny pancerz 2 i karabiny z tyłu wież ułatwiały walkę jednak bycie "Conscript" i trafianie na 5+ ją utrudniało. A przeciwnik zaczął rzucać dobre rzuty jak szalony. Pionierzy pierwszy rzut na trafienie 5, drugi rzut 6, mój save 2. I tak kilka razy. Rozmontował mi 3 KV ale te, które zostały przegnały go ze znacznika. Przeciwnik skonsolidował się zbyt daleko i w swojej turze nie dał rady obejść moich czołgów. Dodatkowo nie wyszedł mu rzut morale na "tank terror" i to ja zająłem cel. Wygrana ze stratami 14:6.

Druga bitwa i znowu spotykam rozpiską radziecką a konkretnie Karela Zitny i jego zmechanizowaną rozpiską Kozaków konno (zapewne zdradzieccy Kozacy z Kubania). Rozpiska ta zawsze atakuje ale ponieważ graliśmy "fair fight" ta zasada nie miała znaczenia. Wystawiliśmy się wzdłuż długich krawędzi, ja zacząłem z KV-1e w środku, Matyldami z lewej i Ba 64 z prawej. Przeciwnik zostawił na stole artylerię ZiS-3, pluton ppanc ZiS-2 i pluton spieszonych Kozaków (pluton 10 Valentine, dużych Kozaków i zwiadowców schował do rezerw). Bitwa przebiegała pod moje dyktando od początku, z natury dobranych sił byłem bardziej agresywny, jechałem do przodu bijąc z dział i KMów na KV-1e. Zręcznie rzucona bombka z Chaiki rozwaliła 2 poruszone działa ZiS 2 i tylko cudowne save uratowały pozostałe dwa przed zniszczeniem i rzutem na morale plutonu. Pozstałe ZiS 2 na dalekim zasięgu ubiły jedną Matyldę. Artyleria została sprowadzona do kilku podstawek ostrzałem i potem uciekła mimo interwencji komisarza. Wydawało się, że cel misji jest na wyciągniecie ręki ale wtedy zaczęły wchodzić rezerwy Karela. Pluton 10 Valentine strzelający na bok do KV-1e zrobił: nic. KV-1e się przemieściły, oddały i zniszczyły aż 1 Valentine. Czas dobiegał końca, Kozakom weszły wszystkie rezerwy, mnie też. Najważniejszy okazał się strzał pozostawionych 2 ZiS-2 w ostatniej turze do Matyld. 6 strzałów, 4 weszły, 4 czołgi zginęły. Razem z 1 zabitym na początku gry wywołał morale plutonu - oblane. Wynik bitwy 39% dla przeciwnika, 20% dla mnie jednak różnica 19% oznaczała remis 10-10.

Po bitwie Karel przekonał mnie do ekspresowego wypadu na kebaba co nie okazało się najlepszym pomysłem bo zanim doszliśmy, zamówiliśmy i wróciliśmy minęło pół godziny trzeciej bitwy. Głupio wyszło, przeprosiłem za spóźnienie ale czasu nam to nie zwróciło.

Trzecią bitwę grałem z kompanią US Armored Rifle dowodzoną przez Maca. Wylosowaliśmy dziwny stół z ogromnym nasypem kolejowym w 1/4 stołu po stronie US. Przeciwnik długo myślał nad wystawieniem, raz wystawiał plutony, potem je lekko przesuwał i znowu mierzył. Trwało to chyba ze 20 minut aż grzecznie zwróciłem mu uwagę co przyspieszyło sprawę. Wystawiłem się ekspresowo ale na grę mieliśmy chyba tylko 1:50h. Ruski walec to i prosta taktyka: walić do przodu. Po drodze, na jednym skrzydle, umarł pluton sześciu M3l ale poświęcając się spowodował wyjście M10 z ambusha w mało dogodnym miejscu. KV-1e, BA 64 i Kozacy dojechali do objectivu po drugiej stronie ale przeciwnik umiejętnie blokował cel i wyławiał jednostki conscript. Poniosłem duże straty a nie dużo zniszczyłem (2 M10 i ponad pół plutonu armored rifle ale reszta zdała test).

Ogólnie miałem małe szanse na wygranie tej bitwy ale walczyłem do końca. Niestety ze względu na moje spóźnienie i wolne tempo zagraliśmy tylko 5 tur więc gra skończyła się remisem ale przez duże straty, które poniosłem wynik to 8-12. Muszę powiedzieć szczerze, że choć poszło mi średnio to była to najciekawsza bitwa turnieju a grało się przyjemnie.

Ze zwycięstwem i dwoma remisami zająłem 6 miejsce na 14 uczestników co jak na pierwszy turniej z tą rozpiską uważam za niezły wynik.






sobota, 17 października 2015

Artylerzysta Stalina - recenzja

Artylerzysta Stalina - recenzja książki Piotra Michina

Niedawno zakończyłem lekturę bardzo ciekawej książki opisującej walki na Froncie Wschodnim w latach 1942-45. Książka napisana została przez Piotra Michina, który w artylerii Armii Czerwonej dosłużył się stopnia kapitana, funkcji dowódcy baterii artylerii oraz dekoracji orderem Aleksandra Newskiego. Wpisuje się ona w nurt wspomnień żołnierzy radzieckich z tamtych czasów (projekt zbierania historii z II WŚ pt. Ja Pomniu / IRemember). Kapitan Michin interesująco opisuje wiele walk, które toczyły się na ziemiach ZSRR, Ukrainy, Węgier i Mołdawii jednakże to co jest w książce najciekawsze nie dotyczy samych walk. Michin opisuje ogromne absurdy, które miały miejsce w Armii Czerwonej, między innymi: szkolenie dla artylerzystów odbywające się bez dział (zamiast nich żołnierze własnym pomysłem stworzyli furmanki z przyczepionymi kijami). Brak wystarczającego zaopatrzenia żołnierzy w jedzenie i amunicję, absolutną pogardę przełożonych dla życia podległych im szeregowych i oficerów, okrucieństwo, butę, karierowiczostwo i chęć wykazania się przez NKWD znajdując domniemanych "szpiegów", bezsensowne często rozkazy na szczeblu dywizyjnym. Niezwykle interesujące są również drobne szczegóły z życia frontowców - jak musieli załatwiać w okopach się pod ostrzałem, jak wyglądały ich ziemianki (nory) i okopy, jak często (rzadko) kąpali się w "bani". Autor nie owija w bawełnę tego co ma do napisania, często krytykując swoich bezpośrednich przełożonych. Dwie rzeczy w książce można zaliczyć na jej minus. Pierwszą jest ubóstwo opisów sprzętu, z którego korzystała bateria artylerii Michina. Praktycznie ani razu nie napisał z jakich radzieckich haubic strzelał jego batalion (pisze tylko o kalibrze 122 mm i 25 kilogramowych pociskach) - ze zdjęć opublikowanych w książce wynika, że z haubic M30 i A19. Z opisu jednej historii wiemy, że korzystali też ze zdobycznych leFH 18 (10.5cm). Drugim problemem są gloryfikacja i wyolbrzymianie spotykane we wspomnieniach większości czerwonoarmistów . Żołnierz radziecki jest szlachetny, honorowy, nie gwałci i nie kradnie. Ludność cywilna prawie zawsze wita go z radością i z chęcią oddaje: konie, wozy, ziemniaki, chleb, kiełbasy, wódkę, etc. Tylko w tej dziwnej Rumunii baby się bez sensu chowały (ale autor nie rozumie dlaczego).
Mimo pewnych wad gorąco polecam lekturę tej książki. Jej przeczytanie pozwala odczuć jak ogromnymi ludzkimi stratami i cierpieniem  narodu rosyjskiego udało się pokonać hitlerowskiego najeźdźcę oraz jak nieprawdopodobne szczęście musiał mieć żołnierz radziecki by przeżyć Wielką Wojnę Ojczyźnianą. Przyznaję jej 7/10 pocisków artyleryjskich.