Imperial Star Destroyer

Imperial Star Destroyer

niedziela, 26 listopada 2017

Wyprawa na UK Grand Tournament - część III, ostatnia

Ostatni dzień i dwie ostatnie bitwy. Lekko podłamany wcześniejszymi wynikami spojrzałem na ekran wyświetlający paringi na niedzielę. Zostałem sparowany z Michaelem Roodem organizatorem turnieju. Szymon zapewnił mnie o jego bezproblemowości i życzliwości. Okazało się, że to człowiek którego nie da się nie lubić. Nawet dostał ode mnie nominację na najlepszego oponenta. 

Michael wystawił niemieckich spadochroniarzy wspartych plutonem PaK-ów, 88, Marderów. Wylosowaliśmy scenariusz Breakthrough. Rzuciłem wszystko na jedną kartę i zdecydowałem się na alpha strike i skupienie wszystkiego w jednym miejscu zasłaniając się przed 88 lasem i dwoma domkami. Na straży flanki zostawiłem tylko Hellcaty jako mniej przydatne w szturmowaniu piechoty.

Pierwsza tura, ostrzał ze wszystkiego co jest pod ręką i próba assaultu. Piechota musi się cofnąć. Co prawda straciłem trzy czołgi ale ruszyliśmy się do przodu wszystkim. Tura przeciwnika: z ambusha wyskakują PaKi. Ile razy w trakcie turnieju ambush skończył moją grę. Michael turla kostkami. Ma 8 kości trafia mnie na 3. Bam, tylko jedno trafienie! To jest taki moment bitwy, że robimy sobie zdjęcia kości i opowiadamy okolicznym graczom co się właśnie stało.

W mojej turze 12 czołgów plus moździerze rozkręcają pluton PaKów i wesoło nacierają na piechotę. Gra od tej pory idzie pod moje dyktando. Piechota umyka chronić objectivu, a ja powoli się do niego zbliżam.

Rezerwy wroga strzelają się z Hellcatami ale dzięki lepszym rzutom i większej ilości kości to ja jestem górą.
Wygrana 8:1 i bardzo przyjemna gra z Michaelem. Do tego graliśmy na bardzo ładnym zimowym stole. 

Do ostatniej bitwy podszedłem bardziej optymistycznie i zacząłem myśleć, że może uda mi się spełnić plan minimum i skończyć w pierwszej 20 graczy. W losowaniu trafiłem na Bryana Lyncha z jego rumuńską piechotą. Pamiętacie mojego drugiego przeciwnika? Otóż obaj gracze są z tego samego miasta i mają dokładnie taki sam akcent- nie rozumiem połowy! Niestety w tym momencie padł mi aparat więc nie mam zdjęć z tej bitwy. Chyba nawet dobrze. Bryan oprócz 3 plutonów piechoty wystawił moździerze, działa ppanc, T-34 i artylerię. 

Scenariusz No Retreat. Przeciwnik dostaje dodatkowe pola minowe, którymi zasłania jedną flankę a drugą z żywopłotami, domami i lasem zostawia otwartą. Nie mając wyboru znowu koncentruję większość sił na jednej flance i decyduję się jak najszybciej zniszczyć przynajmniej jeden pluton piechoty. Bryan rzuca jeszcze na wyszkolenie plutonów. Praktycznie sami weterani. Pięknie.

 Pierwsza tura- koncentracja ognia- trafiam na 6 więc kiepsko. Rzucam wiadrem kostek 66  z półcalówek plus 32 zwykłe mg. 98 kości. I co? udało mi się spinować pluton bo wszystko jest wybronione! Przestają mi się podobać kości przeciwnika bo prawie za każdym razem rzuca 6. W kolejnej turze zaczynam powoli szturmować Bryana, ale za każdym razem kiedy dochodzi do walki on zgrabnie cofa się tak, że nikt więcej nie jest w stanie assaultować dzięki czemu nie jestem w stanie zniszczyć jego plutonu. Dalej wszystkie savy i wszystkie trafienia wychodzą mu na 6.

Kolejny raz z ambusha wyskakują działa ppanc i na dalekim zasięgu ostrzeliwują czołgi które są w concealu. Nic to, że trzeba je trafiać na 5+, wszystkie trafienia wchodzą a firepowery są zdawane bez problemu. Moje czołgi za to nie mogą sobie nawet poradzić z testami na cross żeby przejechać przez żywopłot. 

Na szczęście ciągle zdaję morale testy więc mam czym walczyć. Ostatecznie pluton T-34 pogrzebał moje szanse na zniszczenie chociaż jednego plutonu- jedyny który musiał testować morale Reluctant Veteran oczywiście rzucił 6. Kończymy bitwę moją srogą przegraną 8:1. I dobrze bo mam dość tej bitwy. Dla świętego spokoju rzucam kostkami przeciwnika żeby sprawdzić czy to tylko szczęście czy ja mam jakieś teorie spiskowe- 6 kości i 1,2,1,6,6,6. Bardzo nieprzyjemna gra- Bryan był graczem, który grał bardzo szybko, wszystkie testy wykonywał zanim na dobre zdążyłem się zorientować kto z czego i do czego strzela. Mieliśmy też małą sprzeczkę o użycie półcalówek i open topy. Na szczęście ruling był po mojej stronie. 

Turniej skończyłem na 37. miejscu. Na otarcie łez w losowaniu nagród dla uczestników trafił mi się box czołgów Panzer III ! Dodatkowo każdy z graczy otrzymał objectiv, którym w tym roku jest dziwny grobowiec rodem z Egiptu. Turniej stał na wysokim poziomie organizatorskim. Szkoda, że frekwencja nie dopisała tak jak w poprzednich latach. Ja na pewno wybieram się za rok. 

Co do mojej armii: turniej przegrałem na etapie składania rozpiski. Jedyną bitwę testową wygrałem więc nie przemyślałem dostatecznie swojej armii. Niestety człowiek najwięcej uczy się na porażkach a nie na zwycięstwach.

Nie sądziłem, że w 4. edycji będzie królowała piechota. Dobrze prowadzona może bez trudu assaultować czołgi w 16 calach. Nie musi nawet zdawać tank terror co jest dla mnie niezrozumiałe. Do tego zmiana save dla małych dział na 3+ jest mega upierdliwa. Każdy z moich przeciwników oprócz Alexa miał działa ppanc które z wyskakując z ambusha mogą bez problemu zatrzymać natarcie. Dodatkowo wycięcie umiejętności zwiadu w zasadzie sprawia, że nie chroni przed takimi ambushami. 

Kolejna sprawa to alokacja hitów na bailowane czołgi- tutaj też duża zmiana- przy odrobinie szczęścia można przerzucać trafienia na czołgi nieoperacyjne co bardzo pomaga utrzymać sprawność bojową plutonu. I coś co totalnie niszczy moją amerykańską pancerkę- stabilizatory, które teraz trzeba używać a nie tylko można. Grając głównie przeciwko weterańskiej piechocie przestałem używać dział w ruchu. Tylko 50cal. Jedyny plus: przed assaultem można dodatkowo strzelać z półcalówki bo nigdzie nie ma wzmianki o open topach i obniżeniu wartości pancerza. 
Ostatnie co mnie strasznie irytowało: nie ma możliwości atakowania opuszczonych pozycji. Strzelając przed assaultem wystarczy, że przeciwnik ściągnie podstawkę najbliższą czołgom i cały assault bierze w łeb. Gdybym mógł zmienić armię w trakcie turnieju od razu wziąłbym swoich spadochroniarzy USA i jestem pewien, że poszło by mi sporo lepiej. 

Dodatkowa ciekawostka poturniejowa: wiele osób zgłosiło problemy zdrowotne po turnieju. Wyglądały jak zatrucie pokarmowe. Organizatorzy nie zbagatelizowali problemu i sami na siebie wezwali sanepid żeby sprawdzić czy wszystko ok. Okazało się, że najprawdopodobniej w okolicy panował wirus jakiejś paskudnej grypy żołądkowej ale na pochwałę zasługuje fakt nie zbagatelizowania problemu tylko przyjęcia wszystkiego na klatę. Trudne do wyobrażenia w Polsce.
Już w marcu w tym samym miejscu jest turniej na Early. Ja już myślę nad armią. Może ktoś chciałby dołączyć? Pozdrawiam wszystkich czytelników :)

Krzysztof "Ink" Kuczerawy

4 komentarze:

  1. Czytelnik też pozdrawia :) Dzięki za wpis i dokończenie relacji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też dziękuję :) Bardzo dokładnie opisałeś imprezę. Cieszę się z udanego wyjazdu... A jak zagracie w coś nurglowego, to może choroba na przyszłość was ominie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za miłe komentarze ;) to na pewno nie jest ostatni raz kiedy tutaj coś wrzucę dzięki uprzejmości Wojtka :-)

    OdpowiedzUsuń